Ludzie, których spotykamy na wakacjach / Emily Henry

Wakacyjny klimat, przyjemny slow, słodko-gorzka historia, "teraz i wcześniej", zabawne dialogi, postaci do polubienia - to wszystko tu jest. A zatem, czyżbym znalazła idealną książkę na lato?


Nie ma chyba na świecie dwóch bardziej od siebie różnych osób niż Poppy i Alex.
Ona jest duszą towarzystwa, ON woli spędzić wieczór z książką. Ona marzy o podróżach po całym świecie, ON najchętniej zaszyłby się we własnym mieszkaniu. Kiedy jedenaście lat temu dzielili podróż w rodzinne strony, rozkwitła między nimi przyjaźń. Przez większość roku mieszkają daleko od siebie. Ona w Nowym Jorku, ON w ich rodzinnym mieście. Jednak co wakacje spotykają się, aby spędzić wspólnie niezapomniany letni tydzień.
Przynajmniej kiedyś tak było.
Dwa lata temu wszystko się popsuło. W tym ich przyjaźń. Od tamtego czasu ze sobą nie rozmawiają. Chociaż Poppy ma wszystko, o czym marzyła, czuje, że jej życie straciło blask. Popularny blog, wymarzona praca i podróże po całym świecie nie przynoszą jej szczęścia. Kiedy przyjaciółka pyta ją o ostatnie chwile szczęścia, Poppy wie, że były to wakacje z Aleksem. Dlatego postanawia odnowić kontakt. Prosi Aleksa, żeby po raz ostatni spędzili razem letnie dni.
Poppy ma tydzień, aby wszystko naprawić.
Musi tylko przemilczeć jedną wielką kwestię, która zawsze stała na drodze ich prawie idealnej przyjaźni. Czy coś może pójść nie tak?

"Ludzie, których spotykamy na wakacjach" to książka, która rozśmiesza do łez, rozczula i porusza. Wielbię takie ciepłe, mądre, zabawne, a do tego sprawiające tak ogromną przyjemność podczas czytania historie. Aż nie chciało się jej kończyć. 

A wiecie co w niej najbardziej uwielbiam? A ino to, że nie jest to typowy romans, w którym czekasz tylko aż główni bohaterowie w końcu się ze sobą zejdą i będą żyli długo i szczęśliwie. Bo LKSNW to przede wszystkim historia o odkrywaniu swojego miejsca w świecie. Miejsca, w którym czujesz się akceptowan* i możesz być sobą. Miejsca, które jest po prostu domem. A wszystko to podane w lekki, ale jednocześnie uderzający w czułe struny sposób. Bo emocji, i to przeróżnych, w niej nie brakuje. 

Emily Henry po raz kolejny udowadnia, że ma dar do tworzenia historii ze wspaniałym klimatem, uroczą fabułą, zabawnymi dialogami i tak prawdziwymi postaciami. I choć Poppy jest tak różna ode mnie, to jednocześnie jest tak bardzo mi bliska. A o cudowności Alexa mogłabym gadać godzinami. 

Ale żeby nie było, nie raz i nie dwa chciałam nimi potrząsnąć. I to mocno. Ale to dobrze, bo dzięki temu ta historia stała się jeszcze lepsza. 

Ach, ten tytuł musi być na waszej wakacyjnej liście książek do przeczytania. Po prostu musi.

   

______________________________________
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Kobiece. 

Prześlij komentarz

0 Komentarze