Normalnie Alexa Monroe nie zgodziłaby się pójść na ślub z facetem, z którym utknęła w windzie. Jednak Drew Nichols ma w sobie coś takiego, że trudno mu się oprzeć.
Drew zostaje bez partnerki tuż przed weselem swojej byłej. Jednak nagła awaria prądu sprawia, że znajduje idealną kandydatkę na dziewczynę na niby.
Alexa i Drew bawią się w swoim towarzystwie lepiej, niż zakładali, jednak Drew musi wrócić do Los Angeles, gdzie pracuje jako pediatra, a Alexa, szefowa sztabu burmistrza, jest potrzebna w Berkeley. Szkoda tylko, że nie mogą przestać myśleć o sobie nawzajem…
Relacja dwójki profesjonalistów na ważnych stanowiskach znajduje się na prostej drodze do katastrofy. Czy ich związek na odległość dobiegnie końca, czy jednak porzucą oczekiwania i odkryją, czego tak naprawdę pragną?
The wedding date. Randka w ciemno początkowo bardzo mi się podobała. Jej lekkość, zabawne dialogi i nieskomplikowana fabuła to było coś, czego bardzo potrzebowałam. Zero wielkich dramatów, tylko randki, próby utrzymania relacji na odległość i bohaterowie, którzy postanawiają dać sobie szansę na miłość - czasem wszyscy potrzebujemy tylko takiej historii.
Niestety po połowie wszystko to, co mi się podobało, nagle zaczęło mi przeszkadzać. Zaczęłam zauważać, że ani Alexa ani Drew nie zachowują się, jak dorośli ludzie. Ich dziwne, niepotrzebne i niedojrzałe gierki między sobą, a także randki, który były tylko okazją do lądowania w łóżku, zaczęły mnie irytować. A gdzie rozmowy? Gdzie poznawanie siebie nawzajem? Czy nie o to chodzi w randkowaniu? Nie wiem, może po prostu było tego dla mnie już za dużo. Tym bardziej, że nie widziałam, aby ta ich relacja jakkolwiek się rozwijała. Ach, a tyle ich problemów rozwiązałaby zwykła, szczera rozmowa.
Ta historia miała potencjał na fajną komedię romantyczną, ale w pewnym momencie, jakby stanęła w miejscu. Liczyły się tylko spotkania Alexy i Drew, tak jakby nie mieli innego życia poza randkami. Autorka próbowała poruszyć również ważne tematy (rasizm, brak pewności siebie, kompleksy), ale wyszło to trochę nieudolnie, wręcz z negatywnym wydźwiękiem dla dwójki głównych bohaterów.
Szkoda, bo te 170 stron naprawdę przyjemnie mi się czytało. Z drugiej strony może to tylko ja i moje oczekiwania. Może Wam przypadnie ona do gustu od pierwszej do ostatniej strony. Bo to nie jest zła książka. Po prostu nie była dla mnie.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Filia.
0 Komentarze