Tak, Carolinie Santos nie umknęła ironia.
Jednak mimo zawstydzającego epizodu z przeszłości, Lina jest w stanie spełniać marzenia innych ludzi jako najlepsza koordynatorka ślubna w stolicy.
Po zaimponowaniu wpływowemu gościowi otrzymuje szansę, która może zmienić jej życie. Jest tylko jeden problem... musi współpracować ze świadkiem jej niedoszłego męża.
Zmęczony życiem w cieniu swojego brata ekspert w dziedzinie marketingu Max Hartley jest zdeterminowany, by zostać zauważonym przez ważnego klienta. Potem dowiaduje się, że będzie współpracował z bystrą, oszałamiającą oraz całkowicie niedostępną byłą narzeczoną brata. A ona go nienawidzi.
Jeśli przetrwają następne kilka tygodni i dobrze wykonają prezentację, nie zabijając się nawzajem, oboje będą mieli z tego zyski.
Jednak nawet najlepsze plany mogą zostać pokrzyżowane, a Lina i Max szybko odkrywają, że niechęć może nie być jedynym uczuciem, jakim się darzą.
Tyle tylko, że ta pechowa para nie może stać się niczym więcej niż tymczasowymi przyjaciółmi, bo Lina nie jest zainteresowana miłością, a Max nie zamierza już nigdy być tym drugim po swoim bracie…
Najgorszy drużba to romantyczna i bardzo zabawna historia, w której to Lina i Max, nasi główni bohaterowie, po początkowej niechęci, w miarę upływu czasu podczas wspólnej pracy, zaczynają czuć się przy sobie coraz pewnej i śmielej. I to właśnie ta ich zażyłość jest największym plusem tej historii. Dlaczego? A nuż dlatego, że te dwa różne typy osobowości budują bardzo zdrową i dojrzałą relację, w której to empatia i szacunek grają główną rolę, co jest niezwykle urocze. Jasne, nie brakuje tu chwil zwątpienia, niedopowiedzeń, dezorientacji czy strachu przed kolejnym krokiem, ale to robi tylko dobrze tej historii, bo to pokazuje, że Lina i Max są tylko ludźmi. No i ta chemia między nimi – iskrzy od samego początku.
Porzucenie przed ołtarzem, rywalizacja i zawodowe ambicje, skomplikowane relacje rodzinne, strach przed porażką – niełatwych tematów w tej książce nie brakuje. Ale obok nich Mia Sosa w dużej mierze postawiła na romans z barwnymi i pełnymi energii bohaterami, których losy śledzi się z zapartym tchem, wybuchając nie raz i nie dwa głośnym śmiechem, jednocześnie nie umniejszając tym poważniejszym sprawom.
I choć poczucie humoru bywa bardzo subiektywne i czasami żarty o pewnych istotnych częściach ciałach niektórym osobom zwyczajnie nie podchodzą, to ja z całą pewnością stwierdzam, że te wszystkie przekomarzania, sarkastyczne wymiany zdań oraz niewybredne i zabawne teksty bohaterów Najgorszego drużby sprawiały, że uśmiechałam się od ucha do ucha. Zatem tak, mnie humor autorki odpowiadał, bo świetnie się przy tej książce bawiłam. A nawet i lepiej.
Jeśli akurat macie ochotę na coś lekkiego, z fajną dawką humoru, burzą przeróżnych emocji i bohaterami, których nie da się nie lubić, to sięgnijcie po książkę Mii Sosy. Nie będziecie żałować.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Filia.
0 Komentarze