To, co zostaje po końcu świata / Erik J. Brown


Kiedy Andrew staje pod domem Jamie’ego, jest ranny, głodny i nie ma nic do stracenia. Śmiercionośny wirus wybił większość ludzkiej populacji, wliczając ich najbliższych. Obaj chłopcy mają świadomość, że zdesperowany człowiek może się posunąć do najgorszej zbrodni, więc dlaczego akurat oni potrafią zaufać sobie nawzajem?
Kiedy bohaterowie ruszają w poszukiwaniu śladów cywilizacji, każdy z nich posiada głęboko skrywane tajemnice. Aby pokonać trudną drogę, będą musieli zmierzyć się nie tylko ze strachem, sekretami i konsekwencjami własnych działań, ale przede wszystkim stawić czoło prawdzie. Co pozostaje, kiedy jesteśmy zdani tylko na siebie? Jak walczyć o przyszłość, kiedy każdy dzień jest wyzwaniem?
W świecie spustoszonym przez wirusa pewne jest tylko jedno – że coś do siebie czują.

To, co zostaje po końcu świata to postapokaliptyczna powieść drogi, w której to podróżujemy przez wschodnie wybrzeże zdziesiątkowanej przez supergrypę Ameryki Północnej, w towarzystwie dwóch nastoletnich chłopaków, pomiędzy którymi początkowy brak zaufania subtelnie przeradza się w przyjaźń i… coś znacznie więcej. A obserwowanie tej zmiany jest absolutnie poruszające i chwytające za serce.

Akcja w tej książce nie zawodzi i nie ma tu ani chwili na nudę, bo przez wszystkie jej strony ten cichy głos z tyłu głowy, co chwilę przypomina, że tu za każdym rogiem może czaić się niebezpieczeństwo i nie każda napotkana przez Andrew i Jamie'ego osoba może okazać się godna zaufania, więc prawie non-stop drżymy o życie tej dwójki. Zatem tak, emocji jest w niej co niemiara, ale na szczęście obok niepokoju i napięcia znajdują się tu chwile na trochę śmiechu (żarty i wstawki popkulturowe totalnie mnie kupiły), wzruszenia i radości.

Nie mam do czego się przyczepić, bo dla mnie jest to taka idealna młodzieżówka – wartościowa, zabawna, chwilami bardzo poważna, niewulgarna, z super klimatem post-apo i bardzo fajną kreacją świata i bohaterów (również tych drugoplanowych), w której zatraca się od pierwszych stron. Rozdziały są bardzo przejrzyste i niezbyt długie, przez co naprawdę szybko się ją czyta. A do tego cała historia opowiedziana jest zarówno przez Andrew i Jamie’ego, a tych chłopaków nie da się nie polubić, i to właśnie dzięki nim możemy zobaczyć tu wiele odcieni miłości, ciepła, determinacji, strachu, samotności, cierpienia i…nadziei.

Wiecie co? Uwielbiam książki, które połykam w ciągu jednego dnia. A z tą tak właśnie było. Naprawdę świetnie się przy niej bawiłam.
 
     

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Must Read.

Prześlij komentarz

0 Komentarze