Książka zaczyna się od pięknych, a zarazem mocnych, dwóch akapitów, które głęboko utkwiły mi w pamięci i towarzyszyły do ostatnich stron. Ich przekaz jest taki: nigdy nie wiesz, co może wydarzyć się za chwilę, dlatego każdą z chwil celebruj, ciesz się nią i staraj się z niej brać, jak najwięcej jesteś w stanie. Bo nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie Ci się pożegnać z ukochanymi.
Nigdy nie wiesz, czy wasze spotkanie nie będzie waszym ostatnim, czy jeszcze kiedykolwiek będziesz mógł im powiedzieć, że ich kochasz ponad wszystko. Wiadomo, że nie zawsze jesteś w stanie komuś powiedzieć, że dziękujesz, kochasz, szanujesz. I nie zawsze dzieje się to przez pośpiech (tak ostatnio często używany, jako wymówka lenistwa), ale zwyczajnie bierze się z tego, iż wierzysz, że nic złego nie może się stać, że nikt nie znika nagle bez przyczyny, że nic nie może się tak nagle zmienić. Wierzysz w to, bądź nie zdajesz sobie sprawy, iż tak może się stać. I chwila za chwilą ucieka. A ty możesz pożałować, że nie przytuliłeś, nie uśmiechnąłeś się, nie podziękowałeś. Możesz tego żałować tak, jak Dean - bohater książki - śpieszący się na autobus.
Nigdy nie wiesz, czy wasze spotkanie nie będzie waszym ostatnim, czy jeszcze kiedykolwiek będziesz mógł im powiedzieć, że ich kochasz ponad wszystko. Wiadomo, że nie zawsze jesteś w stanie komuś powiedzieć, że dziękujesz, kochasz, szanujesz. I nie zawsze dzieje się to przez pośpiech (tak ostatnio często używany, jako wymówka lenistwa), ale zwyczajnie bierze się z tego, iż wierzysz, że nic złego nie może się stać, że nikt nie znika nagle bez przyczyny, że nic nie może się tak nagle zmienić. Wierzysz w to, bądź nie zdajesz sobie sprawy, iż tak może się stać. I chwila za chwilą ucieka. A ty możesz pożałować, że nie przytuliłeś, nie uśmiechnąłeś się, nie podziękowałeś. Możesz tego żałować tak, jak Dean - bohater książki - śpieszący się na autobus.
"Tylko, że jeśli to był ostatni raz, kiedy widziałeś swoją matkę, to jednak jakby trochę żałujesz, że się nie zatrzymałeś i nie zrobiłeś tych wszystkich rzeczy."
Wszystko zaczyna się w chwili, gdy Dean - licealista - wsiada do autobusu szkolnego. Wraz z nim do szkoły udaje się czternaścioro innych nastolatków. Czemu jadą autobusem? Bo tak nakazuje prawo. Warto wspomnieć, iż świat - wydaje mi się, że nie jest to zbyt odległa przyszłość - gnębi kryzys paliwowy, a Internet został zamieniony na Sieć, czyli na wielki serwer, bez którego nie istnieje żadna łączność. Jazda autobusem tego dnia wygląda, jak każda inna. W busie dominują rozmowy i śmiech. Aż nagle BUM. Z nieba leci bombardujący wszystko dookoła grad. Autobus wpada w poślizg i dochodzi do wypadku, w którym ginie większość uczniów. Ci, co pozostali przy życiu, w lepszym lub gorszym stanie, przy pomocy dorosłej osoby, znajdują schronienie w supermarkecie. I to właśnie sklep staje się jedynym miejscem akcji. Wydawałoby się, że nudne, znane, oklepane, ale zdecydowanie tak nie jest. Czemu? Bo jest pełne napięcia, momentami przerażające i powodujące gęsią skórkę, a także tak zwyczajnie prawdziwe. Grupka kilkanaściorga dzieci, od pięciolatków po już prawie pełnoletnich, bez pomocy dorosłych, zostaje odcięta od świata i zmuszona zorganizować sobie życie. Ale ich koszmar dopiero się zaczyna, gdyż na zewnątrz dochodzi do prawdziwych zniszczeń.
"Ujęcie Empire State Building z ulicy i nadciągającej wysokiej chmury, coraz bardziej, klatka po klatce - tylko, że to nie była chmura, To była ściana wody. A potem pustka na ekranie."
Grad okazał się zaledwie początkiem długiej fali katastrof dotykających świat. Pojawiło się trzęsienie ziemi, tsunami, wybuch wulkanu, potężne burze, a gdy okazało się, że i to jeszcze zbyt mało, z ośrodka wojskowego wydostała się broń chemiczna, zmieniająca poszczególnych ludzi w prawdziwe potwory bądź dotkliwie innych raniąca. Przez to dzieciaki w ciągu kilku chwil muszą zrobić ze sklepu prawdziwą twierdzę, by po prostu przeżyć, by nie dać się zabić ani śmiercionośnej chmurze ani ludziom z zewnątrz.
"W oddali, tuż nad górami unosi się gruby słup smolistej czerni niczym powiewająca na wietrze wstążka. Kolumna wzbijała się w górę, aż na poziomie chmur zaczynała rosnąć, stopniowo przemieniając się w lej."
Niezwykle interesująco było przyglądać się dzieciakom, jak organizują swoje życie w supermarkecie. W ciągu paru chwil starsi nastolatkowie rozpoczęli planowanie i dzielenie poszczególnych obowiązków. Jak to zwykle bywa w pracy zespołowej, zaczęły wyłaniać się cechy osobowości kategoryzujące do konkretnych prac. Pojawili się opiekunowie, liderzy, kucharze, obiboki, zawadiacy czy chociażby samotnicy. Niezwykle sprawnie im to wszystko wyszło. Aż byłam zdziwiona, że tak prędko. Nie wiem, jak sama zachowałabym się w takiej sytuacji, ale wydaje się, że wszystko tak naprawdę zależy od dojrzałości bądź też jej braku. I dlatego cieszę się, że autorka wykreowała bohaterów z przeróżnymi cechami charakteru. Nie skupiła się tylko na jednym czy dwóch, ale zadbała o wszystkich. Każdemu nadała inne cechy i umiejętnie nimi prowadziła. Nie miałam wrażenia, iż ich zaszufladkowała. Gdy zmieniały się okoliczności, zmieniali się i oni sami. Bo przecież nikt nie jest stały w swoich uczuciach, a wszędobylskie emocje potrafią złamać nie jeden twardy charakter.
"Wiem, jak przeżyć, i nauczę was tego. Na tym musimy się teraz skupić. Uważam, że mieliśmy więcej szczęścia, niż większość ludzi w naszej części kraju."


Książka dostępna już od 17 czerwca.
Tytuł oryginału: Monument 14 / Seria: Monument 14 (#1) / Wydawnictwo: Rebis - opis /
Data wydania.: 06.2014 (Polska), 2012 (USA) / Liczba stron: 344
XOXO
3 Komentarze
To chyba coś dla mnie :) Mam nadzieję, że kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńJeśli gdzieś ją zobaczę to na pewno przeczytam. Wydaje mi się, że spodobałaby mi się :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie coś dla mnie. Chcąc nie chcąc muszę przeczytać. :)
OdpowiedzUsuń