The Spanish Love Deception / Elena Armas

Kłamstwo nie popłaca? Cóż… po tym całym hiszpańskim przekręcie miłosnym nie jestem już tego taka pewna.


Aaron Blackford zaproponował Catalinie Martín, że pojedzie z nią do Hiszpanii na ślub jej siostry i będzie udawał jej chłopaka. Chociaż Catalina rozpaczliwie potrzebuje partnera (żeby nie wydało się jej kłamstwo), nie waha się nawet przez sekundę i odrzuca jego ofertę. Nigdy nie spotkała bardziej aroganckiego, irytującego i nieznośnego mężczyzny, do tego z takim uporem utrudniającego jej życie. Ale czas, który dzieli ją od ślubu siostry, topnieje w błyskawicznym tempie i determinacja Cataliny zmienia się w desperację. Im bliżej do ślubu, tym obecność Aarona Blackforda staje się bardziej pożądana. Będą mieli trzy dni, by przekonać rodzinę Cataliny, że są w sobie zakochani. W przeciwnym razie dziewczyna zostanie zdemaskowana jako kłamczucha, a pełne współczucia spojrzenia gości weselnych zawstydzą ją mocniej niż jego lodowate, niebieskie oczy…

The Spanish Love Deception to pełen emocji, urokliwy i rozpalający zmysły romans, z fantastycznie wykreowanymi bohaterami, którzy swoim zachowaniem albo rozśmieszają do łez albo pocieszają słowami, obok którego nie da się przejść obojętnie.

Udawany związek, od wrogów do kochanków, trochę romans biurowy – fabuła tej powieści może nie jest czymś specjalnie odkrywczym, ale zakochacie się w jej wykonaniu. I w tych wszystkich hiszpańskich akcentach i popkulturowych smaczkach. I oczywiście w jej bohaterach. A do tego ten humor, który chwilami rozbawia do łez. To wszystko sprawia, że ten idealny, letni romans wywoła na waszych twarzach nie tylko jeden wielki uśmiech, ale i pobudzi stado motyli w brzuchu. Je jestem nim zauroczona. Aaronem także. Albo i bardziej. Bo jakżeby nie, skoro ten facet najpierw proponuje udawać chłopaka Liny na weselu jej siostry, a potem krok po kroku udowadnia, jak bardzo chce z nią być. I to w taki cudownie czarująco-idealny sposób. Ja się rozpływałam. Bo nie dało się inaczej. I wy też będziecie. Jestem o tym przekonana.

Elena Armas postanowiła stworzyć dla nas opowieść, która na długo zapadnie nam w pamięci. I z całą stanowczością stwierdzam, że to zadanie wypełniła w całości. Bo musicie wiedzieć, że TSLD to nie tylko romans, pełen zabawnych dialogów i rozczulających scen. Tuż obok autorka wplotła poważniejsze tematy, które chwytały za serce. I to mocno. Bo tutaj, zarówno Catalina, jak i Aaron mają do opowiedzenia swoją własną historię, niekiedy bardzo bolesną. I to właśnie dzięki tym wszystkim elementom, i lekkim, i tym trudniejszym, ta książka ma swój niepowtarzalny klimat, jak i charakter. Zatem ani trochę nie dziwi mnie ta wielka miłość do tej opowieści. Sama ją odczuwam.

TSLD okazała się być dokładnie tym, czym myślałam, że będzie i tym, czym chciałam by była. I bohaterowie, i humor, i fabuła, i emocje – nic w tych kwestiach mnie nie zawiodło. A ten wspaniały slow burn między Aaronem i Liną sprawił tylko, że nie mogłam oderwać się od czytania, a uśmiech nie schodził mi z twarzy przez większą część powieści. Comfort read w pełni.

Jeśli szukacie historii z motywem fake dating i enemies to lovers, która wprawia w znakomity nastrój, to ten romans został napisany specjalnie dla was.

Ale żeby nie było tak idealnie to muszę wyjawić, że mam jedno małe zastrzeżenie do tej książki. Jasne jest, że jestem zakochana w znacznej jej części. Po uszy. Nie mogę natomiast oprzeć się wrażeniu, że końcówka, oprócz samego zakończenia, lekko zmieniła ton. Gdzieś zniknęła ta urocza, ciepła i bardzo zabawna atmosfera, która kupiła moje serce już na samym początku, na rzecz erotycznych scen i słowa „maleńka”, którego tu po prostu nie powinno być, bo tak bardzo nie pasuje do Aarona. Już nawet te liczne literówki nie dekoncentrowały mnie tak, jak to słowo. I nawet sceny erotyczne by mi nie przeszkadzały, gdyby nie to, że przestałam czuć ten wcześniejszy klimat. Trochę mi tego szkoda, bo tak TSLD byłby dla mnie romansem doskonałym. A tak jest prawie. Lecz to tylko ja. Wy możecie mieć zupełnie inne odczucia, co do tych konkretnych scen i słownictwa.

Ale żeby nie było, nie sprawia to, że nie będę jej polecać. O nie, tę książkę musicie przeczytać. Zdecydowanie.

Za możliwość przeczytania TSLD dziękuję wydawnictwu Otwarte. 

Prześlij komentarz

0 Komentarze